Przed przystąpieniem do pisania recenzji należy się odpowiednio nastroić, tak więc:
http://www.youtube.com/watch?v=Wb5v5vtPlx4
No. Odpowiednia atmosfera wykreowana, toteż mogę przejść do rzeczy.
Oto Ridley Scott, Brian Helgeland, Brian Grazer i Russell Crowe snują opowieść o Robinie Hoodzie, opowieść jakże inną od tych, do których przyzwyczaiło nas kino. W najnowszym filmie bardziej utalentowanego z braci Scottów Robin Hood jest bowiem duchowym ojcem Magna Charta Libertatum. Robin w kapturze w aktorskiej interpretacji Crowe`a, prosty łucznik, uczestnik krzyżowych wypraw Ryszarda I, jest tutaj tym, który rzucił (a raczej odgrzebał) ideę, z której narodził się angielski parlamentaryzm. Teza, jaką stawia scenarzysta Brian Helgeland (autor skryptów do m.in. "Mystic River" i "Tajemnic L.A") jest śmiała i w istocie mocno dęta, ale...jakże cudownie wypada na ekranie. Rid Scott bowiem nie zawiódł i ponownie udowodnił, iż jest jednym z największych wizjonerów kina współczesnego, z gracją łączącym środki wyrazu kina popularnego z ambitnym.
Kolejna filmowa wersja przygód banity z Sherwood nie stara się iść wytartymi szlakami fabularnymi tej opowieści, jakimi X Muza karmi nas od czasów świetności Douglasa Fairbanksa. Kto liczy, iż Rid Scott zaserwował widzom czapeczkę z piórkiem, turniej strzelniczy, pojedynek cieni na ścianie zamku i palenie wioski (no, to akurat w tym filmie się pojawia), ten się srodze zawiedzie. Scott przedstawia bowiem początek historii Robina, ukazując widzom swoją wersję narodzin Człowieka w Kapturze i jego wesołej kompanii, co zabierała biednym, by rozdawać bogatym. Jednocześnie scenariusz mocno osadzony jest w realiach historycznych (ale nie zawsze wierny jest wydarzeniom) i mocno kładzie nacisk na kwestie polityczne. Nie oznacza to jednak, iż akcja jest tu powolna, zaś skupianie się na kulisach królewskiej władzy spowalnia tempo i rozmywa napięcie, jest wręcz przeciwnie. Nie brak tu scen batalistycznych, zaś stanowiące punkt kulminacyjny starcie możnych angielskich z armią francuską Filipa II Augusta to uczta dla oczu. Nakręcone staroszkolnymi metodami, z masą statystów i koni, i sprawiająca wrażenie, iż CGI wykorzystano tam w minimalnym stopniu. Bitwa ta, mająca miejsce w tak pięknych okolicznościach przyrody (białe klify Dover), zapiera dech w piersiach. Nie ma w niej megalomańskiego rozmachu, lecz widok okładających się mieczami na brzegu kanału La Manche wywołuje szybsze bicie serca. Od czasu "Black Hawk Down" Scott wie, jak przekonywająco pokazywać wojnę, zaś po "Królestwie Niebieskim" w ukazywaniu średniowiecznej rzezi jest mistrzem.
Ridley Scott to chyba jedyny reżyser, który potrafi wykrzesać tak wiele z Russella Crowe`a. W tym filmie jednak aktor ten nie wspina się na jakieś aktorskie wyżyny, aczkolwiek wypada bardzo przekonywająco. Gra Robina jako prostego angielskiego mężczyznę ze wsi, któremu jednak nie brak odwagi, hartu ducha i pomysłowości. Jego Robin jest szczery i szlachetny, a dodatkowo nieco nieporadny w obliczu stylu życia możnych w ogóle i Lady Marion w szczególności. Cate Blanchett nie mogła pokazać pełni swego talentu, gdyż rola Marion jej na to nie pozwalała, tym niemniej w tych kilku scenach, gdzie Marion pokazuje się jako kobieta silna, niemalże wyzwolona, jako sufrażystka początku XIII wieku, co więcej - wierzymy w prawdziwość tej postaci. A to zasługa Blanchett właśnie, dzięki której ten scenariuszowy posąg zyskuje ludzki wymiar. Świetnie wypadają też postaci na drugim planie. Oscar Isaac (pamiętany z "Agory") jako król Jan bez Ziemi to istny koncert. Jean sans Terre to w jego kreacji mały, rozkapryszony dzieciak, niemalże pajac w gronostajach i koroną na głowie. Anglia to dlań taka większa piaskownica, zaś ściąganie podatków z baronów to jakby zabieranie zabawek innym dzieciom. Eleonora Akwitańska (Eileen Atkins) to z kolei postać tragiczna, kobieta rozdarta między miłością do syna niedorosłego do roli monarchy, a troską o Anglię. Wielkie i pozytywne zaskoczenie dla mnie, to sposób w jaki Danny Huston sportretował Ryszarda Lwie Serce. Tego króla grało już wielu aktorów (w tym tuzy takie jak Sir Sean Connery, Anthony Hopkins, czy też Julian "Veers" Glover), ale zawsze król ten ukazywany był jako dobry i odważny władca, wzór cnót wszelakich. W "Robinie..." Scotta, Richard the Lionheart to szalejący na wojnie, trwoniący na wyprawy krzyżowe królewski majątek, mający niemalże berserkerskie zacięcie na polu bitwy brutal. Odświeżająca to odmiana, podobnie jak w przypadku postaci szeryfa z Nottingham (gwiazdor serialu "Spooks" Matthew Macfadyen), który jest tu karierowiczem i tchórzem, nie zaś klasycznym szwarcharakterem.
Najnowszy film Ridleya Scotta jest też świetnie sfotografowany. Francja i Londyn toną w szarościach, kadry są posępne. Angielska wieś to zaś soczyste zielenie, złoto i żółcie. Wyraźny kontrast między krainą złej władzy, a wsią sielską, anielską.
Mamy tu też rubaszny (ale naprawdę delikatny sposób podanego) humoru, znalazło się nawet miejsce na puszczenie oczka do tych, którzy znają "Piękny umysł". Realia średniowiecznej Anglii oddano pieczołowicie (brud za paznokciami jest
).
Jeżeli ten film ma jakąś poważną wadę, to jest nią czarny charakter, czyli grany przez Marka "ukradłem facjatę Andy`ego Garcii (C)" Stronga sir Godfrey. Podobnie jak w "Sherlocku Holmesie" Ritchie`go Strong wypada bardzo nijako, jego postać pozbawiona jest wyrazu, ani też odpowiedniego pierwiastka złowieszczości. To nie zdrajca stanu, lecz mydłek, którego dodatkowo ośmieszają schematyczne blizny. Charakteryzacja to tylko połowa sukcesu w kreowaniu badguya. Drugiej połowy, czyli wyrazistego aktora i ciekawie napisanej postaci zabrakło.
Nie jest to film, który dołączy do najlepszych dzieł Scotta (IMHO są nimi "Pojedynek", "Blade Runner", "Thelma i Louise" oraz "Helikopter w ogniu"), ale jest jednym z najlepszych dzieł, które reżyser ten popełnił w mijającej dekadzie. Wspaniałe, świetnie opowiedziane, dobrze grane i stylowo zrealizowane widowisko.
9/10
Czy powstanie sequel? Oj, mam nadzieję, że tak.
A najlepsza ekranizacja legendy legendy o Robinie? Cóż, moim zdaniem zwycięzca może być tylko jeden:
http://www.youtube.com/watch?v=V_1eN90zUG4&feature=related