Jeśli ktoś zastanawiał się nad tym, czy historia może być dobra tylko dlatego, że jest kanoniczna, to z pewnością nie grał Consularem. Negocjator podobnie jak inne klasy w TORze ma swój temat przewodni i jest nim właśnie kanon. Historia dyplomaty, bibliotekarza i uzdrowiciela w jednym jest ciężka do zrobienia, gdy chcemy pozostać wierni tym dyscyplinom, jednocześnie odejście od nich i robienie sieczki to też nie jest dobre rozwiązanie. Tą pierwszą część udało się uszanować właśnie dzięki kanonowi, zwłaszcza na początku opowieści jest bardzo dużo szperania po archiwach, włącznie z szukaniem neotikonów i mnóstwo nawiązań. Są tam nawiązania tak do czasów KOTORa jak i Świtu Jedi, ale nie tylko. I tu dochodzimy do kuriozum, bo wiele z tych nazw jest bez znaczenia jak się nie zna historii galaktyki, jak się nie siedzi w EU. Ergo bez kanonu historia Negocjatora jest wyjątkowo nudna i przegadana na samym początku. Ale jak się wie o co chodzi, wygląda to lepiej, nawet bym powiedział zdecydowanie lepiej i sam początek mnie się bardzo podobał. Ma w sobie coś niezwykłego, niesamowitego i wciągającego, mimo że jest przegadany. Zwłaszcza, że udało mi się go skończyć przed dniem sądu, potem chyba by tylko irytował . Tu tych informacji na początku jest na tyle dużo, że gdy ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, że to żywa historia, to może odnieść wrażenie, że to jakiś bełkot grafomana. Ale jak się wie o co chodzi to wciąga, to chyba był najlepszy początek z klas republikańskich jak dla mnie. Nie mocny, ale sprawił, że dużo rzeczy przewertowałem. Żadna inna historia tego nie spowodowała. Z powodów wydarzeń z kwietnia to niestety mój taki ostatni marsz Entów z EU, więc patrzę na to z pewnym sentymentem .
Później jednak tego kanonu jest mniej, choć istotną rolę odgrywają tu dzieci Imperatora. Niestety całość fabularnie kuleje, efekt jest taki, że o ile przerywniki między planetami trzymają jeszcze klimat i poziom, o tyle same misje klasowe na planecie są zwyczajnie nudne. Przerywniki są bardziej polityczne, misje bardziej nawalankowe. Brakuje tu napięcia, może i humoru. Grałem po CSM, ale przez większość gry nie odczułem żadnych skutków. Robiąc potworności w samej Świątyni Jedi, jednocześnie kłamiąc radzie w żywe oczy, zdobywałem (a raczej zdobywałam) uznanie. Przez pewien czas bawiło mnie to, bo bardzo przypominało to beton Jedi z prequeli, który gdzieś się pogubił. Prawdę mówiąc pod koniec sprytnie to rozwiązano, z twistem fabularnym który "jakoś" to łata, choć sam twist, no cóż jest jaki jest. Niestety fabularnie jest to dość dziwna klasa, wpierw strasznie przynudza (jak nie zna się kanonu), a potem nie potrafi się jednoznacznie określić w którym kierunku pójść. Owszem jest kilka fajnych, śmiesznych i dobrych momentów, ale generalnie zostawia mieszane uczucia. Nie wyszło tym razem. Jeden z moich ulubionych to walka z osobą odpowiedzialną za plagę i moje wybory po CSM, to mi się bardzo podobało. Świetny moment, z pewnością go gdzieś wykorzystam .
Trochę ratują to towarzysze, ale tylko dwaj pierwsi. Potem jest raczej tragedia.
Qyzen Fess – religijny trandoszanin, który ubzdurał sobie, że jestem wybrańcem jego bogini. To akurat śmieszne było, zwłaszcza, że to jest religia łowów i zabijania, a on sam zbiera punkty za zabitych. Przy graniu na CSM akurat to fajnie wychodzi.
Tharan Cedrax – profesorek, kolejny bardzo zabawny towarzysz, bo zrobiono z niego przeciwieństwo Qyzena. Jest oddany nauce, samo wspomnienie Mocy czy religii go irytuje. No i jeszcze ma problem z kobietami, próbuje ze mną romansować, ale szybko okazuje się, że jest to trójkąt, w którym przegrywam z holograficzną dziewczyną. Zestawienie dwóch pierwszych towarzyszy jest bardzo zabawne. Brakuje tylko kłótni między nimi, byłoby to ciekawe.
Zenith – twi’lekański wojownik walczący o wolność Balmorry. Nudny trep, ale oddany sprawie.
Felix Iresso – murzyn z Hoth, lokalny dowódca wojsk Republiki, który potem wchodzi w romans ze mną. Tym razem już nie jest to trójkąt więc wszystko idzie dobrze. Jednak niestety to kolejna postać bez jaj.
Nadia Grell – ostatnia postać, uczennica. W sumie fajnie jest to, że przewija się dużo wcześniej przez historię, przez to ma bogatszą biografię niż dwaj poprzedni. No niestety jest głupia i dziwna, gdy się gra CSM i wciska jej kity o tym jak powinien zachowywać się Jedi, mimo, że sama czuje inaczej.
Bardzo podobało mi się to, że podobnie jak w Inkwizytorze postaci na moim okręcie są po coś, zwłaszcza, że są tam jeszcze inni pasażerowie. Że jest więcej interakcji między cała drużyną (czego w większości klas nie ma). Podobało mi się także pojawienie się gościnne Mako .
Niestety ta historia ma cały czas problem z tym dokąd zmierza. Czegoś w niej wciąż brakuje, a dekanonizacja jest bardzo mocnym ciosem w tę opowieść. Choć mocniejszy to chyba brak znajomości kanonu. Niemniej jednak brakuje też silnego motoru napędowego, który pchałby fabułę dalej. Póki był kanon, szło mi całkiem nieźle, gdy go skasowali – trzeci rozdział zajął mi z 5 miesięcy prawie, bo właściwie brakło czegoś co by ciekawiło co dalej. Więc póki co mój ranking klas wygląda tak:
1. Inkwizytor
2. Rycerz Jedi
3. Łowca nagród
4. Wojownik Sithów
5. Negocjator
6. Żołnierz
7. Przemytnik
Ale niestety bliżej tej historii do żołnierza (i przemytnika) niż wojownika. Ma większy potencjał, niż żołnierz, ale chyba niewiele więcej da się z niej wyciągnąć w tej formie. Został jeszcze agent, ciekawe ile mi zajmie .