Niektórzy pewnie pamiętają, że o ile każdemu epizodowi SW towarzyszą jego adaptacje komiksowe, o tyle w Polsce wydano dotychczas adaptacje dwóch epizodów - Mrocznego Widma i Ataku Klonów, które zostały wydane przez Egmont w czasie premier filmów. Nie były to komiksy wybitne, acz znośne i na półce z komiksami SW fajnie przedzielają czas między epizodami. Dlatego trochę brakowało adaptacji kolejnych filmów u nas...
...aż do teraz, kiedy to DeAgostini zdecydowało się na nie lada ryzyko, czyli wydać adaptacje WSZYSTKICH epizodów pierwotnej sagi - czyli również stare Marvele z lat 70-tych i 80-tych, które przez zbieraczy kolekcji komiksów Marvela - WKKM i SBM - są nazywane pieszczotliwie "ramotkami". Przy czym każdy przez "ramotki" rozumie co innego:
-dla jednego ramotką będzie stary komiks, który nie przetrwał próby czasu i jest uważany za słaby
-dla innego (w tym i dla mnie) ramotką będzie stary komiks wydany przed 1991 rokiem - nieważne, czy bardzo dobry, czy słaby, po prostu chodzi o ten "stary" styl rysowania
-dla jeszcze innego definicję ramotki wyczerpie jeszcze inny rodzaj starszego komiksu
I tak dalej, i tak dalej...
Właśnie porównywałem sobie ten komiks ze starymi Marvelami z lat 70-tych - zwłaszcza, że scenarzystą adaptacji ANH jest Roy Thomas, z jednej strony twórca Defendersów (na plus!) z drugiej scenarzysta ostatnich historii o oryginalnej drużynie X-Menów (na minus). W każdym razie swego czasu ważna szycha w Marvelu. A do tego Marie Severin od Hulka jako kolorystka pierwszego numeru.
I każdemu kupującemu co jakiś czas WKKM powiem - to naprawdę ciekawa odmiana poczytać marvelowską ramotkę, która dla odmiany nie jest superherosem, a Gwiezdnymi Wojnami.
A jak wypadło?
Pod względem historii jako adaptacja filmu komiks sprawdza się przyzwoicie - z jednej strony, podobnie jak w adaptacjach TPM i AOTC pewne rzeczy są pominięte i skrócone, a niektóre wyglądają inaczej. Z drugiej jednak strony mamy rzeczy, których w filmie nie było - jak rozmowa Luke`a z Biggsem na Tatooine, Luke`a wśród znajomków dla których jest "Wormiem", czy spotkanie Hana z Jabbą.
Innymi słowy, rzeczy które pierwotnie miały być w filmie, ale w oryginalnej wersji się jednak nie znalazły. Osobiście najbardziej spodobały mi się:
-rozmowa między imperialcami, czemu kompletnie nie przygotowali się na atak Rebeliantów na Gwiazdę Śmierci: trzeba przyznać, logiczne tłumaczenie i lepsze niż tylko zwykła imperialna zarozumiałość
-wyjaśnienie, czemu Chewie nie dostał medalu na Yavinie: co prawda jest to głupie i naciągane wyjaśnienie, ale za to pokazuje, że Marvel jako pierwszy zauważył coś, o czym Lucas zapomniał i co fani będą wypominać mu do końca życia
No i bonus - idealnie widać, że HAN SHOT FIRST!
Natomiast najważniejsza zmiana względem filmu to Jabba - i tu ostrzegam przed spoilerem: Otóż mamy scenę z Jabbą i Hanem na Tatooine, ale początek spoilera nie mamy ani ślimaka, ani człowieka-Declana Mulhollanda, a zamiast tego dostajemy żółtego człekokształtnego kosmitę z białą brodą. A potem w Marvelu po premierze ROTJ wielkie zdziwienie "Co co ale przecież Jabba miał wyglądać inaczej, spapraliśmy komiks przed laty!"
koniec spoilera Nie ukrywam, że mnie to rozbawiło - przed 2014 rokiem pewnie bym to wypominał, ale teraz, w obecnej sytuacji...
Rysunki - na początku słabsze, postacie niepodobne do siebie, niestaranne. Dopiero im dalej, tym coraz lepsze, bardziej szczegółowe - najlepiej widać to po zmianie sposobu rysowania Vadera z numeru na numer. Natomiast całość pod względem graficznym oceniam na plus - lubię te stare marvelowe rysunki i stary sposób narracji z opisywaniem sytuacji w komiksie w ramkach
. Jedynym poważnym mankamentem są kolory mieczy świetlnych - cały czas czerwone i niepodobne do filmowych, to akurat nie zmieniło się w kolejnych numerach.
A jak oceniam całość? Bardzo pozytywnie
Klimat starego komiksu jest naprawdę przyjemny, oglądanie rysunków też sprawiło mi dużo frajdy. Nie wszystko trzyma się kupy, jedna nie zmienia to faktu, że bawiłem się bardzo dobrze.
W wydaniu mamy wyraźny podział na 6 części, gdyby oceniać pojedynczo każdą z nich, to:
1. Star Wars - najsłabsze rysunki, ale za to dodatek w postaci scen Luke`a z Biggsem. 6/10
2. Sześciu przeciwko galaktyce - fajny tytuł
No i morderca Han Solo!!! No i marvelowy Jabba, choć zabawny, to bądźmy jednak ciut obiektywni
5/10
3. Z nadprzestrzenii na Gwiazdę Śmierci - ot adaptacja zniszczenia Alderaana i ratowania Lei, nic specjalnego, rysunki też nieco kuleją. 6/10
4. Moc przeciwko Vaderowi - ratunek Lei i pojedynek Obi-Wana z Vaderem, Lord jest coraz lepiej rysowany. 7/10
5. Patrzcie, księżyce Yavina! - wielki plus za to, że wreszcie się dowiedziałem, jak tłumaczyć to idiotyczne amerykańskie Lo!
Szczegółowe rysunki, do tego nawiązania do Anakina Skywalkera, choć oczywiście bez jego imienia. 7/10
6. Czy to już koniec historii? - a dam na koniec 8/10 Za Chewiego i za dobrą zabawę w czasie całości lektury.
Całość więc wychodzi na 6-7/10 Wielu marudzi na to, że DeAgostini wziął stare Marvele jako pierwsze, a ja tam jestem zadowolony. Choć rzeczywiście pojawia się pytanie, jak podejdą do tego tzw. "każuale", czy rozpoczęcie od staroci pozwoli rozkręcić kolekcję, czy ją zastopuje.