Ale przecież nie wszystko co piszę o tym serialu jest negatywną krytyką? A co mogę chwalić? No, że jest okej technicznie i rzemieślniczo jest to zrobione bardzo dobrze, reżyseria niezła, aktorzy grają na najwyższych obrotach. Ale tego chyba nikt nie podważa, to po co powtarzać? Myślę, że efekt końcowy jest tym co zamierzali twórcy. I tylko nie podoba mi się co zamierzają twórcy. Najsłabszą stroną Andora są scenariusze, bardziej w założeniach (jakie wydarzenia kiedy dzieją się w jakiej sekwencji) niż w dialogach. Szczególnie w motywacjach postaci. Choć dialogi też mnie nie zachwycają, tak jak niektórych, to słynne przemówienie Luthiena z sezonu 1 uważam za dość przaśne. To nie, że ja nie rozumiem Andora, tylko rozumiem i nie widzę powodów do zachwytów.
Opiszę moją perspektywę przez inny gatunek filmowy: horrory. Miliony fanów na całym świecie, ogromna branża. Ale ja nie lubię się bać, nigdy nie rozumiałem takiej popularności horrorów. I kiedy już zmuszony obejrzeć jakiś straszak to zamiast się bać oglądam wszystkie techniczne aspekty, widzę te sznurki na których wiszą potwory, widzę efekty specjalne i nielogiczne zachowanie bohaterów. Nie dam się porwać fantazji zastraszenia mnie, bo nie interesuje mnie to jako rozrywka. Podobnie z Andorem. Jeżeli sztuka ma wywoływać emocje (a tak lubił definiować sztukę George Lucas) to jakie emocje może wywoływać serial Andor? Ból, smutek, gniew, strach. Ja mam to na codzień, nie potrzebuję więcej od serialu. Zwłaszcza, że wtedy gdy serial szczególnie chce widzem manipulować, wtedy sięga po najprostsze i najbardziej wulgarne rozwiązania. Niewiele jest łatwiejszych opowieści, niż takie, które zrobią słuchającemu przykrość. To jest ta prostota i banalność o której mówię w przypadku Andora. Szarość i „prawdziwość” postaci to nie jest dla mnie zaleta, szukanie wad w bohaterach pozytywnych, szukanie dobrych rzeczy, wyszarzanie Star Wars to nie jest dobry, ani mądry trend, bo niszczy magię tych opowieści. Pisałem to już po Rogue One, że jeżeli gwiazdę śmierci mają niszczyć mordercy typu Dravena to ja nie chce żeby oni wygrali. Co to za różnica czy Rebelia czy Imperium skoro obydwa budowane są na podobnych systemach opresji?
Odnośnie postaci: Andor w pierwszym sezonie jest kompletnie niewyraźny, jest niemym świadkiem wszystkich wydarzeń, w drugim zaś sezonie jest pomieszaniem z poplątaniem, rzuca się miedzy wzięciem na siebie odpowiedzialności za całą galaktykę, a ucieczką gdzieś w dal, i trudno mi powiedzieć na ile scenarzyści panują nad tymi motywacjami Cassiana. Może to celowe, że jest takim opierającym się bohaterem, mam wrażenie, że po części dowiadujemy się o Andorze czegoś co chcą scenarzyści, a nie potrafią nam powiedzieć. „Andor jest świetnym liderem” - mówią wszyscy po stronie Rebelii, nie pokazując nam no to żadnego dowodu. Wracam do przemówienia Andora z pierwszego odcinka sezonu 2, mówi on tam rebelianckiej agentce bardzo ładne przemówienie o wierze w lepszy świat i walce o wspólne dobro, tyle że wszystkie informacje jakie nam podali w sezonie 1 sugerują, że Andor nigdy w taką Rebelię nie wierzył. W tym momencie nie wiem czy ufać słowom tej postaci, czy to kolejny cyniczny ruch ze strony scenarzystów. Mon Mothma miała coś do powiedzenia na swój temat głównie w pierwszym sezonie, i tam przyszło scenarzystom „urealnić” Mon, że moralność nie ma dla niej żadnej wartości, za zbudowanie Rebelii odda nawet swoją córkę. Nie nazwałbym tego napisaniem postaci z krwi i kości, tylko oczernieniem jednej z bohaterek, która mogla być wzorcem (dużo lepiej radzi sobie z tym Freed w książce Mask of Fear). Syril i Deedra to ciekawy przykład postaci, które są bardzo ciekawe, i razem z Partagazem są fantastycznie napisane… ale gloryfikują Imperium. Bo przecież w szarej rzeczywistości musieli być jacyś dobrzy faszyści. Tyle, że nieszczególnie imponuje mi opowieść o dobrych faszystach. Marva? Marva?! Najbardziej banalny przykład stereotypowej schorowanej martwej matki? Martwej matki, jakich pełno w Star Wars? Czy w Gwiezdnych Wojnach była choć jedna żywa matka? Chyba tylko Hera. Nie, Marva nie jest postacią z krwi i kości, jest sztucznym mechanizmem scenarzystów, żeby sponiewierać głównego bohatera, żeby dać jemu i całej jego wiosce kolejną motywację. Marva jest ciekawym przykładem postaci tragicznej, jakich w Andorze pełno, bo nie ma nic łatwiejszego niż napisać kolejną smutną tragiczną postać. Przy okazji kobiet i słabej jakości opowieści, którą oferuje, Rusis prosił, żebym założył temat o postaciach kobiecych i może część tej wypowiedzi wykorzystam, najlepszym przykładem jak źle napisane są postaci w Andorze jest Vel i Cinta. W pierwszym sezonie nadmierna andorowa dramatyczność zmusza dwie kochanki do nie bycia razem. Czy to realistyczne? Patrząc na wydarzenia z naszej historii absolutnie nie, ludzie w czasie wojny, czując niepewność przyszłości szybciej brali śluby, łączyli się w pary. Czy to dorosłe? Tylko w ten andorowy sztuczny sposób, to jest ta prymitywność Andora o której piszę. „Nie będziemy razem, bo tak będzie smutniej”. Ale na tym dręczenie bohaterek się nie kończy, w drugim sezonie dziewczyny spotykają się po latach, znowu wydarzyło się mnóstwo wydarzeń, których nam nie pokazują (i mówią nam to - zamiast pokazać), po czym gdy dziewczyny już decydują o wspólnej drodze scenarzyści zabijają jedną z nich. Bo tak jest dorosło i dojrzale? Nie bo tak jest mrocznie! Bo tak jest sztucznie, bo tak jest tandetnie i prymitywnie. Jeżeli bohaterów może spotkać coś złego, to ich spotyka. To ma być geniusz? Każde dziecko potrafiłoby napisać tak niewesołą opowieść. To jest ten prymitywny brutalizm o którym piszę. Podobnie pisałem o „nie umiem pływać” Andiego Serkisa z pierwszego sezonu. To jest takie prostactwo mroczności, edgyness, tragedia dla tragedii. Zbyt wiele rzeczy w Andorze jest bardzo bezduszne, wyrachowane, cyniczne. To, że w galaktyce przedstawiani są szarzy ludzie to jest całkiem dobre, w ogóle to co próbują robić jest jak najbardziej ciekawe. Tylko wolałbym, żeby ktoś mądrzejszy to pisał.
Odnośnie powszechnych pochwał na temat tego serialu: mi nie wystarczy powiedzieć „to najlepszy serial” i koniec, przydałyby mi się jakieś argumenty. Mówienie, że Andor jest lepszy bo jest dla dorosłych jest zbyt proste. I nie ukrywam, że trochę przykro mi, że tak dużo mądrych ludzi daje się wkręcić w tak przeciętną opowieść. Być może wystarcza im ta rzemieślnicza precyzja z jaką zrealizowane są odcinki? Nie uważam, że to są najlepsze Gwiezdne Wojny, bo ten serial ideologicznie i ideowo jest daleki od Gwiezdych Wojen. Przy czym nie zmuszam nikogo do lubienia Star Wars, ale dobrze jest mieć świadomość czym jest ta seria, jakie powinna mieć elementy, jakie emocje na koniec powinna wywoływać. Andor jest jednym z bardziej beznadziejnych produkcji i chyba to podoba się ludziom. To z resztą w ogóle jest ciekawy symptom, że recenzje pozytywne o Andorze często nie skupiają się na samym serialu, tylko na negatywnym omawianiu innych produkcji Lucasfilm. Spoko, można też doceniać przedstawianą złożoność podstaw wobec systemu, tylko ja nie widzę nic szczególnie interesującego w śledzeniu w mechanizmach opresji. Tak, Imperium jest złe, to nie jest szokująca nowość, bo wiem to od żółtych napisów epizodu 4. Co w tym odkrywczego? Ja też oczekuje jakości, ale nie takiego banału jak u Andora.
Odnośnie innych seriali tego gatunku, myślę że pod kątem strukturalnym serial najbardziej wzorowany był na Grze o Tron. Nie chodzi o smoki, a o metodę opowiadania historii, przedstawiania postaw, wskazywania na pojedyncze wydarzenia z życia bohaterów. Odnośnie BSG, przede wszystkim ja widzę dużo wad serialu BSG, choć ma też swoje plusy (wątek pojawiania się Pegasusa jest jednym z najlepszych w historii telewizji). Ale ma tez dużo wad w drugiej połowie swojego runu, było tam trochę odcinków niepotrzebnych, rozciągających i o niczym. Ale też był to trochę inny format telewizyjny, z czasów klasycznej telewizji kablowej, z czasów 22 odcinków w sezonie, trochę trudniej to porównywać do Andora. Historia o wojnach w gwiazdach może mieć wiele różnych odmian, może być też bardzo mroczna, choć wolałbym, że byśmy pamiętali, że w gwiezdnych wojnach trochę się to gryzie. Poza tym sięganie po „dorosłość” i „mroczność” powinno dać coś więcej niż tylko to. Sama mroczność to jest tylko kolejny format opowiadania historii, można zrobić Aliena jak horror, albo film akcji, można by też próbować jak komedię. Żadna z tych możliwości sama w sobie nie jest lepsza od innych, pozostaje realizacja.
Jak się ma Andor do Ahsoki, Kenobiego i Akolity? Prawdę mówiąc moim zdaniem nie różnią się aż tak bardzo. Powstały w podobnych warunkach, mają zupełnie różne podejścia do opowiadania historii, ale mają podobne wyzwania narracyjne (wszystkim im zdarzają się różne potknięcia). Wszystkie te produkcje są też wyznacznikiem współczesnych czasów, w taki sposób robi się też inne seriale, od masówek Disneya i HBO, po Netfliksa. Dla mnie osobiście różnica miedzy Andorem i Ahsoką jest taka, że Ahsoke mam ochotę ponownie oglądać (o szczegóły odsyłam do wątku na forum).
Odnośnie słuchania youtuberów, czy zdajesz sobie sprawę, że dajesz mi dodatkowe zadanie domowe na temat, który mnie nie interesuje?
W sensie, obejrzałem serial, zdecydowałem że jest meh, i idę dalej, ja wiem, że nic jakościowego więcej z tego serialu już nie wycisnę
. Nie wykluczam, że spróbuję jeszcze posłuchać opinii ludzi, których tych serial zachwyca, ale póki co widzę: 1) brak argumentów 2) argumenty wskazujące, że widzowie co do zasady nie lubią Star Wars 3) argumenty, że o wreszcie coś dorosłego, co dla mnie jest trochę niewystarczającym powodem
.