Na kolejną część Terminatora czekałem bardzo długo. Na wieść, że powstanie trzeci film o cyborgu - zabójcy, zareagowałem niekłamanym zachwytem. Niestety, produkcja nie zapowiadała się dobrze. Brak genialnego reżysera jakim niewątpliwie jest James Cameron i nazwiska Lindy Hamilton w obsadzie aktorskiej Terminatora 3 spisywało go na straty. Pojawili się pierwsi malkontenci , liczne narzekania i prorocze wizje zniszczenia całej serii. Ja jednak ciągle miałem nadzieję, że dzieło nowego reżysera, Mostowa, będzie na swój sposób udane. Gdy tylko dowiedziałem się, że w Mutikinie w Warszawie odbędzie się pokaz przedpremierowy Buntu Maszyn, ku przestrodze tydzień przed zarezerwowałem bilety dla siebie oraz brata i ojca. Częściowo z powodu chęci bycia na pierwszym seansie kinowym tego filmu w Polsce (do czego zobowiązuje życie fana), a częściowo w celu otrzymania bonusowego gadżetu, jakim jest plakat najnowszej części Terminatora. Nadszedł wreszcie "wiekopomny" dzień - 1 sierpień i oczekiwana godzina (18 00), o której zaczął się seans.
James Cameron powiedział, że gdyby miał określić produkcję Mostowa jednym słowem, to powiedziałby: wspaniała. Okazuje się, że jestem nie tylko zgodny co do geniuszu Camerona, ale i do jego wypowiedzi. Terminator 3 robi ogromne wrażenie, powala rozmachem wykonania i koncepcją jaką przyjął reżyser przy jego kręceniu. W dobie dzisiejszej komercjalizacji kolejnych części superprzebojów, Bunt Maszyn zachował to, co w pełni obrazuje jakość filmu - zgrabnie ujętą i przedstawioną fabułę. Akcja rozgrywa się 10 lat po wydarzeniach ukazanych w Terminatorze 2, kiedy to definitywnie został zniszczony model T-1000 oraz mikrochip kierującego powstaniem maszyn systemu Skynet. Pełnoletni John Connor po śmierci swojej matki staje się nikim. Nie ma domu, pieniędzy, kart kredytowych, a na co dzień zajmuje się okradaniem małych sklepów. Nie spełniły się proroctwa o przywództwie Connora nad resztkami sił oporu wymierzonym przeciwko zbuntowanym maszynom. Jak się okazuje, przeznaczenia nie można zmienić. W przeszłość zostaje wysłany nowy model Terminatora - TX. Tym razem przyjmuje on postać kobiety, której celem jest likwidacja Connora oraz innych członków powstania. Razem z nią przybywa przestarzały model T-800, którego zadaniem ponownie będzie ochrona przyszłego dowódcy ruchu walki z maszynami Skynetu . Ma on też ochraniać Kate Brewster, kobietę, której przeżycie również jest szansą na przetrwanie gatunku ludzkiego. Fabuła jest oczywiście znacznie bardziej rozbudowana, wyjaśnia wiele pytań odnośnie najnowszego cyborga -Terminatrix, powstania Skynetu, znaczenia Kate oraz przyszłości Connora. Żeby nie zepsuć czytelnikom przyjemności z oglądania filmu nie podaję więcej szczegółów.
Film trzyma nas w napięciu, nie nudzimy się ani przez sekundę. I nie tylko mowa tu o dynamicznych pościgach czy walkach pomiędzy cyborgami, których w tym filmie nie brakuje, ale też o rozmowach T- 800 z Connorem i Brewster, których słuchanie jest przyjemnością samą w sobie, ponieważ wyjaśnia wcześniej wspomniane wątpliwości. Dialogi w Buncie Maszyn są kolejnym elementem, za który chwalę scenariusz Terminatora 3. Są one treściwe ,a jednocześnie nie przegadane, momentami potrafią nas rozśmieszyć. Ludzi martwiących się o naruszenie powagi filmu, mogę uspokoić. Bunt Maszyn zachował "majestat" poprzednich części ,ale reżyser w niewielkim stopniu zbliżył go trochę do autoparodii, umieszczając w nim liczne gagi i odniesienia do wcześniejszych filmów z Terminatorem. Moment gdy T-800 tłumaczy Kate, kim jest Connor czy chociażby rozmowy w samochodach, którymi wielokrotnie uciekają bohaterowie przed TX, potrafią wywołać uśmiech na naszej twarzy. Śmieszą również niektóre sytuacje np. T-800 zakładający niewspółmierne do jego wyglądu okulary.
Słówko o bohaterach. John Connor znacznie wydoroślał (co widać, słychać i czuć), prześladuje go przyszłość (miewa koszmary, buntuje się przeciwko swojemu przeznaczeniu), ale jednocześnie jest gotów oddać życie (w jednej ze scen grozi, że strzeli sobie w głowę, jeśli T -800 nie wróci z nimi po ojca Kate ,generała armii USA). Wypełniającą "lukę" w filmie po Sarze Connor jest nowa postać, Kate Brewster. Okazuje się, że jej rola dla ludzkości jest nie mniej ważna niż Connora. Jak to zwykle bywa z "nowymi twarzami" początkowo nie wierzą, chcą uciekać, ale ucieczki nie ma, dlatego jedynym wyjściem jest walczyć i przyłączyć się do głównych bohaterów.
Oczywiście, absolutną nowością Buntu Maszyn jest TX - najnowszy model Terminatora, prawdziwy cud techniki, stworzony w celu walki z innymi Terminatorami. Jest on połączeniem T-800 (metalowy endoszkielet plus liczne ulepszenia w budowie i uzbrojeniu typu miotacz ognia, spawarka, łącze komputerowe, "sztuczne zmysły) oraz ciekłego T -1000 (zmienianie kształtu, postaci, choć w znacznie mniejszym stopniu niż cyborg Roberta Pattricka). Jeśli miałbym wybierać najlepszą z możliwości Terminatrix ,to wskazałbym badanie krwi (odbywa się ono bardzo prosto, TX liże krew ofiary i w ten sposób dowiaduje się jaka jest jej grupa oraz DNA delikwenta, jeśli te dane są zgodne z poszukiwaną osobą, cel został osiągnięty).
Ze swojej "terminatorowości" nic nie stracił T-800. To nadal stary model, który często korzysta z "dobrodziejstwa" broni, jak i swojej siły, dających mu przewagę w pojedynkach z przeciwnikami. Nie chcąc zdradzać detali, powiem tylko, że T -800 został wyposażony w nowe funkcje, które z pewnością każdy fan Terminatora zauważy.
W najnowszej części cieszą dobre kreacje aktorskie, zwłaszcza przekonywująca Claire Danes (znana m.in. ze świetnej roli w Romeo i Julii Baza Luhrmanna) oraz "tragiczna w pozytywnym, tego słowa znaczeniu" rola Nicka Stahla. Tym razem Connor musi nas całkowicie przekonać, że nadaje się na przywódcę, co grającemu go Stahlowi nawet się udaje. Bardzo dobrze wypadła Kristanna Loken w roli Terminatrixa. Jej mimika, ruchy i gesty "żywcem" przypominają bezduszną maszynę. Co więcej, w przypadku najnowszego Terminatora nie można liczyć na żaden uśmiech (Pattrick to czasem robił w T2), przez cały film obserwujemy "nieludzkość " TX, za co Loken należą się dodatkowe brawa. Prawdę powiedziawszy, już nie wyobrażam jej sobie w innej roli niż Terminator, co z jednej strony ma plusy, ale z drugiej może być swoistą pułapką dla Kristianny, która, bądź co bądź, stawia swoje pierwsze kroki na wielkim ekranie, a jak wiadomo "zamknięcie się" aktora w jednej roli, jest w tej branży największą z możliwych klęsk. Nie będę jednak wystawiał apokaliptycznych wizji (film jest ich pełen) co do przyszłości Loken, dlatego zajmę się kolejnym aktorem. Mowa tu oczywiście o Arnoldzie Schwarzeneggerze, który, jak się przyzwyczailiśmy, w roli Terminatora jest niezastąpiony i genialny. Nie mam tu na myśli prawdziwego geniuszu aktorskiego, jakim szczycą się chwały kina typu Nicholson, DeNiro, ale tego, w jaki sposób rola kształtuje aktora i na odwrót. Dla Schwarzeneggera Terminator jest życiową kreacją i trudno powiedzieć, że Arnold się jeszcze w niej nie sprawdził. Otóż, sprawdził się jak najbardziej, co widać chociażby po produkcji Mostowa.
Terminator, jak na film łączący klimat science-fiction i akcję rodem z filmów sensacyjnych przystało, pod względem technicznymstoi na najwyższym poziomie. Jest to kino z masą widowiskowych efektów specjalnych i równie ,ociekających "adrenaliną" scen pościgowych. Jak się okazuje, te pierwsze wcale nie zdominowały filmu. Bunt Maszyn to przykład, że wciąż wystarczą ekstremalne sceny kaskaderskie i sprawny montaż, aby produkcja wywoływała u nas zachwyt nad techniką dzisiejszych filmów. Za przykład niech posłuży samochodowy pościg TX (nieustannie depcze jej wówczas po piętach T-800) za uciekającym Connorem. W tej scenie akcja nie zwalnia ani przez chwilę, a adrenalina osiąga maksymalny poziom. Efekty trikowe z zastosowaniem komputerów są najczęściej widoczne w przypadku walk pomiędzy cyborgami, ale tak jak mówiłem, nie tylko one świadczą o jakości nowego Terminatora. Wspominając o sprawach technicznych, nie sposób pominąć udanego montażu dźwiękowego, który w parze z efektami nadaje niesamowity realizm całej akcji filmu.
Przedstawiłem Terminatora 3 w samych superlatywach, czas powiedzieć, co w produkcji Mostowa mi się nie spodobało. Muzyka. Ten czynnik, bardzo dopracowany w poprzednich częściach, tu prawie zupełnie zanikł. Po pierwsze - za mało jest znanego wszystkim fanom utworu Main Theme (słyszymy go m.in. w T2, gdy T-800 zanurza się w surówce). Po drugie - najnowsze kompozycje nie przypadły mi do gustu, może to dlatego, że nie jestem miłośnikiem tego gatunku muzyki.
Choć Terminator 3 jest udanym filmem, to nie grzeszy już taką oryginalnością jak wcześniejsze części cyklu. Wbrew pozorom Mostow czerpał pełnymi garściami z filmów Camerona (widać to chociażby przy najnowszym modelu Terminatora). Ponoć uczenie się od mistrzów jest zaletą, ale niektórzy malkontenci mogą oskarżać reżysera o wtórność. W przypadku kontynuacji trudno mówić o takich emocjach, jakich doznawaliśmy, gdy oglądaliśmy pierwsze części. To samo dotyczy Terminatora 3, ale na szczęście nie do końca uległ on temu procesowi. Jest to bardzo dobry film, doskonale uzupełniający serię o Terminatorze i wspaniale rozwijający jego wątki. Martwi mnie tylko jedna sprawa. Otóż, zanim obejrzałem Bunt Maszyn, dowiedziałem się, że w planach produkcyjnych są kolejne odcinki Terminatora. Byłem temu mocno przeciwny, wszak trylogia w zupełności wystarczy. Film Mostowa daje ku temu wyraźne powody, gdyby nie zaskakujące zakończenie. Jest ono zapewne plusem Terminatora 3, ale daje powód do zrobienia kolejnej części. Obawiam się, że o ile Bunt Maszyn uniknął współczesnej komercjalizacji (choć z pewnością zarobi bardzo dużo), to Terminator 4, a nawet 5 czy 6 mogą stać się ofiarami tego zjawiska, co jak wiadomo zepsuje serię. W każdym razie, należy cieszyć się z obecnego dzieła Mostowa. Jak powiedział kiedyś Arnold po T2 - " I`ll be back". I wrócił w pięknym stylu.