"Claws of the Dragon" to historia mająca duże znaczenie dla całej serii, ponieważ wnosi bardzo wiele nie tylko do fabuły Legacy ale i do całego świata Star Wars. Widać, że autorzy mają pomysł na wiele numerów i stopniowo dostarczają kolejnych fragmentów układanki. Jeśli o to chodzi to naprawdę można powiedzieć, że to świetna sprawa. Jeśli jednak się bliżej przyjrzeć komiksowi to pojawia się kilka rzeczy, które nieco zaniżają wrażenia.
W "Claws of the Dragon" pojawia się naprawdę wiele ciekawych informacji oraz całkiem sporo nawiązań do świata Star Wars, co z pewnością powinno zadowolić niejednego fana gwiezdnej sagi. Głównym osią fabuły jest postać Dartha Krayta, wreszcie poznajemy jego burzliwą historię, a także prawdziwą tożsamość. Tutaj twórcy Dziedzictwa popisali się swoją wiedzą na temat Expanded Universe. Autorzy często nawiązują m.in. do wydarzeń opisanych w powieściach z serii Nowej Ery Jedi i Dziedzictwa Mocy. Sporo miejsca w komiksie poświęcono również próbie przeciągnięcia Cade’a na ciemną stronę, który dzięki swoim leczniczym zdolnościom jest cennym nabytkiem dla Krayta. Relacja między tymi dwiema postaciami jest rozwijana przez cały komiks i doprowadza do pełnego akcji finału. Muszę jednak przyznać, że miejscami ten motyw wydawał mi się zbyt rozwleczony, nawet trochę nudny przez co spadało napięcie. Z drugiej jednak strony być może właśnie dzięki temu tak dużo dowiadujemy się na temat Imperatora Sithów?
To co jednak najbardziej podobało mi się w tym komiksie to wątki drugoplanowe, które bardzo dobrze dopełniają główną oś fabuły. John Ostrander i Jan Duursema kapitalnie prowadzą postać Nyny Calixte. Prawdę mówiąc tajemnicza i wpływowa pani moff wzbudza u mnie o wiele większe zainteresowanie niż para Cade – Krayt, a to im przecież poświęcona jest większość historii. Calixte kryje w sobie niejedną niespodziankę i z każdą przeczytaną stroną wzbudza coraz większą ciekawość. Czytając komiks nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to właśnie ona, dzięki drobnym manipulacjom i wprowadzeniu do akcji zaufanej agentki Morrigan Corde, tak naprawdę kontroluje sytuację.
W "Claws of the Dragon" jest jeszcze trochę smaczków. Komiks dostarcza kolejną dawkę wątków politycznych. Tym razem nieco bliżej udaje się poznać radę moffów, a także motywy nimi kierujące. Okazuje się, że jest to kolejna siła dążąca do własnych celów, niezadowolona ze swej pozycji i spiskująca przeciw Imperatorowi Kraytowi, któremu powinna być posłuszna. Dodajmy do tego Sithów, Imperium Roana Fela, Jedi oraz pozostałości Galaktycznego Sojuszu to całość zaczyna tworzyć całkiem interesującą intrygę polityczną, z czasem coraz bardziej wciągająca. Cieszę się, że pokazano świat dolnych poziomów Coruscant. Życie zwykłych istot z całej galaktyki, cierpienia tych, których dotknęła choroba Yuzzhan Vongów, półświatek przestępczy to może i tylko dodatki do głównej linii fabuły, jednak bardzo fajne i wzbogacające komiks. Sprawia to fajne wrażenie.
Podsumowując Ostranderowi za scenariusz należy się ode mnie 7/10. Bardzo przyjemne wątki drugoplanowe i wydarzenia dziejące się w tle, spora część dawnej – nieznanej dotąd historii, kilka zaskakujących momentów, słabszy motyw Cade - Krayt.
Warto dodać, że cały komiks prezentuje się atrakcyjnie ze strony wizualnej. Kreska Jan Duursemy jak zawsze jest przyjemna dla oka. Rysunki są na takim samym poziomie jak to było w poprzednich numerach. Zresztą to nazwisko jest już reklamą samą w sobie i to wystarczy za komentarz. Krótko mówiąc 8/10. Dodam jeszcze, że podobały mi się okładki Travisa Charesta. Prezentują się całkiem nieźle.