-Uwaga spoilery!
To komiks, który początkowo mnie nie zainteresował. Wraz z kolejnymi stronami ten stan jednak zaczął zmieniać się na lepsze. Pojawiło się kilka ciekawych pomysłów co zdecydowanie poprawiło odbiór całości, mimo to nadal mi czegoś tutaj zabrakło. Właściwie to trudno mi nawet powiedzieć konkretnie czego.
Główny bohater Wyl Tarson jakoś do mnie nie trafia, choć bardzo podobają mi się retrospekcje z jego przeszłości dzięki którym możemy lepiej zapoznać się z naszym agentem. O ile sama misja w sumie jest w porządku to czynnik motywujący do niej Tarsona już mnie nie przekonuje. Mikro bomba z komunikatorem w mózgu i wiecznie obecnym Razem? Zbyt kombinowane jak dla mnie i jakoś nie pasuje mi to do SW przez co mam lekki niesmak.
Pozostała część drużyny również jakiś wielkich emocji we mnie nie wzbudziła. Nie mówię, że ich przygody są nudne, jednak nie mogę powiedzieć, aby mnie przesadnie wciągały. Baco Par jest sympatyczny i szkoda, że ginie. Ponury Darca Nyl i Laynara czekają chyba na rozwinięcie w kolejnych opowieściach. Motyw Sardotha dostarcza kilku informacji i dobrze, ale jakby go nie było to bym się tym nie przejął. Pani kapitan Bex tak trochę wyciągnięta z rękawa, ale właściwie czemu nie skoro jest potrzebna do wypełnienia misji.
Największe wrażenie w The Ahakista Gambit wywarło na nie Imperium. Bezwzględne, silne, bezlitośnie tępiące wszelki opór. Nie przebierające w środkach aby osiągnąć cel. Staruszka mówiąca „Ahakista is dying” i pokazująca przerażający widok za oknem, gdzie widać AT-AT spacerujące dokładnie po osiedlach mieszkalnych i TIE-Bombery zrzucające bomby na bezbronne miasto. Wspaniały przykład skuteczności Imperium kierowanego przez Vadera. Naprawdę mocne, czuć w tym grozę. Zaciekawił mnie ruch oporu na planecie Ahakista, a ściślej mówiąc jego przywódca Dunlan. Patrząc na niego zastanawiałem się co czuje człowiek robiący wszystko dla sprawy i widzący, że dzięki jego działaniom wszystko wokół się wali.
Niezłym wydaje się być zakończenie całej opowieści. No może poza pstryknięciem palcami i wyłączeniem bomby. Zastanawia mnie czy Tarson próbował osiągnąć coś więcej poza uratowaniem własnej skóry i swej przyjaciółki. Jest jeszcze kilka nie zamkniętych wątków, które mam nadzieję będą miały swój ciąg dalszy w kolejnych numerach Rebelliona.
Scenariusz „The Ahakista Gambit” na pewno jest interesujący. Brakuje mi tu jednak trochę klimatu który by mnie bardziej porwał i pozwolił się ponieść historii. Niestety początkowo się nudziłem. Może byłoby inaczej gdyby całość była rozpisana w mniejszej ilości zeszytów? Po dłuższym zastanowieniu 7/10 dla Roba Williama i chyba również dla Brandona Badeauxa jako współtwórcy tej opowieści.
Jeśli chodzi o stronę graficzną to powiedziałbym, że ta jest mało ciekawa. Niektóre postacie przypominają mi obrazy które widzi człowiek przeglądając się w krzywym zwierciadle. Kolorystyka również nienajlepsza i monotonna. Fanem Lacombe nie jestem i daję 6/10. Na koniec dodam jeszcze, że okładki są moim zdaniem mocno średnie i poza tą do numeru 8 raczej nie zachęcają specjalnie do zapoznania się z ta częścią Rebelliona.