Irvin Kershner nie żyje
Balav Filmweb 78
Dotarła do nas dziś niezwykle smutna wiadomość. Reżyser Imperium kontratakuje, człowiek, którego wizji artystycznej
w znacznej mierze zawdzięczamy fakt, iż epizod V jest się tym filmem, który tak wszyscy
uwielbiamy nie żyje. Irvin Kershner zmarł w wieku 87
lat. Przyczyną śmierci był rak płuc.
Kershner pracę reżysera łączył z zawodem wykładowcy akademickiego na wydziale
filmowym Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Tam właśnie poznał pewnego studenta
nazwiskiem George Lucas, który w roku 1979
powierzył mu reżyserowanie sequela swoich Gwiezdnych Wojen.
Debiutem filmowym Kershnera był dramat sensacyjny Stakeout on Dope Street z
1958 roku. W roku 1966 poznał Seana Connery'go, który wystąpił w jego komedii
Zwyczajne szaleństwo, panowie spotkali się ponownie na planie "nieoficjalnego"
Bonda Nigdy nie mów nigdy z 1983 roku, który był remake'em Operacji Piorun
Terence'a Younga z 1965 roku. W latach 70. zrealizował popularny obraz sensacyjny
Oczy Laury Mars (1978) z Tommy'm Lee Jonesem i Faye Dunaway w rolach głównych, a także Powrót człowieka
zwanego koniem (1976) z Richardem Harrisem. Nakręcił również oparty na faktach obraz wojenny Atak na Entebbe opowiadający o słynnej akcji odbicia przez izraelskich komandosów porwanego przez Palestyńczyków samolotu pasażerskiego na ugadyjskim lotnisku Entebbe (1979). Po Nigdy nie mów nigdy i RoboCopie
2 z 1990 roku Kersh, jak nazywany był przez znajomych i fanów swojej twórczości, zaczął uchodzić w Hollywood
za specjalistę od reżyserowania sequeli wielkich hitów i sprawnego filmowego rzemieślnika. Dziś to właśnie Imperium kontratakuje uchodzi (całkiem słusznie) za jego największe osiągnięcie artystyczne.
Kershner pracował również w telewizji, gdzie reżyserował m.in. popularny również w
Polsce serial s-f SeaQuest DSV z Royem Scheiderem. Okazjonalnie występował również
jako aktor, zagrał m.in. u Martina Scorsese w Ostatnim kuszeniu Chrystusa
(1988).
Będzie nam Ciebie brakowało, Kersh.
Na stronie oficjalnej SW opublikowano wspomnienie George'a Lucasa o zmarłym Irvinie Kershnerze.
Świat stracił wielkiego reżysera i jednego z najoryginalniejszych ludzi, których miałem przyjemność poznać. Irvin był prawdziwym gentlemanem w każdym tego słowa znaczeniu. Gdy myślę o Kershu, myślę o jego cieple, troskliwości i talencie. Znam go z USC, gdzie uczęszczałem na jego wykłady, uczestniczył też w festiwalu, na którym nagrodę przyznano mojemu krótkometrażowemu "THX". Uważam go za mojego mentora. Po "Gwiezdnych Wojnach" jednego byłem pewien - nie chciałem sam reżyserować kontynuacji. Potrzebowałem kogoś, komu mogłem ufać, kogoś, kogo podziwiałem i którego praca jest dojrzała i pełna humoru. Tym kimś był właśnie Kersh. Nie chciałem, żeby "Imperium..." było tylko sequelem, kolejną częścią cyklu o kosmicznych przygodach. Chciałem coś zbudować i wiedziałem, że Kersh jest najodpowiedniejszą osobą do tego, aby mi pomóc. Wniósł wiele od siebie i za to jestem mu naprawdę wdzięczny. Był moim przyjacielem i kolegą po fachu zarazem. Będzie go brakować.