1. Nowe filmy
Lord Sidious: „Gwiezdne Wojny” zawsze stały filmami, inne media nigdy nie miały aż takiej siły oddziaływania. I to był fenomen, bo przecież przez 35 lat od premiery IV Epizodu do kupna Lucasfilmu powstało zaledwie 6 aktorskich filmów. Disney przez 10 lat zbliżył się do tej liczby, pewnie gdyby nie niekorzystne okoliczności, udałoby im się dorównać, albo nawet ją przebić. Myślę, że ocena tych filmów, nie jest tu najważniejsza, jak Mossar też mam swojego kandydata in minus (środkowy epizod), ale sam fakt, że te filmy powstały i trafiły do kin to już jest coś wielkiego. A „Han Solo” chyba sprawił mi najwięcej radości.
Rusis: Gwiezdne Wojny zawsze mi sprawiały wiele radości kolejnymi pozycjami wychodzącymi z Expanded Universe, ale to firmy były najważniejszymi wydarzeniami z nimi powiązanymi. Na nie najbardziej czekałem i się nimi bawiłem. Po premierze Zemsty Sithów nie byłem pewien czy jeszcze będę miał okazję kiedykolwiek zobaczyć nowe aktorskie Gwiezdne Wojny w kinie, więc przejęcie przez Disneya pod tym kątem mnie bardzo ucieszyło. Pewne było bowiem, że będziemy mogli kolejny raz celebrować kinowe premiery. I niezależnie od tego czy mi się podobały bardziej czy mniej to każda premiera była dla mnie olbrzymim wydarzeniem.
Ponda: O ile sequele nie były najlepiej zaplanowanym i zrealizowanym projektem (choć pierwsze dwie części były w większości lepsze niż gorsze) o tyle absolutnie uwielbiam oba spin-offy. Mam głęboką nadzieję że nowe filmy nad którymi (nie?) pracują będą na poziomie „Łotra” i „Solo”.
Kasis: Filmy kinowe to, jak piszą panowie powyżej, serce Gwiezdnych Wojen. Dlatego cieszę się, że mogłam przeżyć kolejne kinowe premiery. Miło było otrzymać choć namiastkę tego co dawniej, tego oczekiwania i ekscytacji. Zwłaszcza na początku. To spin-offy cieszą mnie najbardziej, ale z każdej nowej produkcji potrafię wyciągnąć coś, co mi się podoba. Nawet jeśli wolałabym, żeby miejscami epizody wyglądały inaczej.
Mister S.: Nie ukrywam, że filmy spod znaku Disneya nie są dla mnie łatwe w ocenie. O ile spin-offy (zwłaszcza Solo) sprawiają mi masę radości przy każdym seansie, to nie mogę tego samego powiedzieć o sequelach, na które wciąż patrzę przez pryzmat Epizodu IX. Ostatecznie jednak sam fakt powstania kinowych produkcji oceniam bardzo na plus – z premierami nowych filmów wiązało się pełne podekscytowania wyczekiwanie, śledzenie wycieków, czytanie wywiadów, spekulacje i teorie. To były moje pierwsze Gwiezdne Wojny na dużym ekranie. Chodziłem na nie z rodzicami, przyjaciółmi oraz poznanymi tu fanami i wspomnienia te pozostaną ze mną na długi czas. Nie będę zdziwiony, jeśli za jakieś 10 lat wrócę do sequeli i z sentymentu wybaczę im największe przewinienia.
2. Seriale aktorskie

Rusis: Na aktorski serial filmowy czekałem od wielu lat. To oczekiwanie szczególnie było potęgowane przez oglądanie tego jak się branża rozwija i jak kolejne seriale stają się coraz bardziej widowiskowe, a ich historia ciekawsza. Niestety przez długie lata jedyne co otrzymywaliśmy to kolejne wywiady z ludźmi pokroju Ricka McCalluma zapewniających, że temat cały czas jest rozwojowy. Fakt, że w końcu Gwiezdne Wojny trafiły pod strzechy w formie serialu aktorskiego podoba mi się niezmiernie. I nawet to, że pierwsze seriale niekoniecznie mi odpowiadały jakościowo to cieszę się, że mamy wybór i możemy czekać na więcej produkcji.
Kasis: Święty Graal to dobre określenie. Plotki krążyły, ale latami był to produkt ze sfery marzeń. I choć znowu, jak w przypadku filmów, efekty są nierówne, to jednak w końcu otrzymaliśmy coś, na co wielu z nas dłuuugo czekało. Do tego chyba nikt nie spodziewał się tak wielu tytułów, w tak krótkim czasie.
Mister S.: Odkąd pochłonęły mnie studia nie mam już czasu na książki czy komiksy więc seriale to jedyne Gwiezdne Wojny, z którymi jestem na bieżąco. Zawsze miło jest po długim dniu wrócić do domu i odpalić coś znajomego. Nie wszystkie dotychczasowe seriale uważam za udane, ale każdy rewelacyjnie robi jedną rzecz: w jakiś sposób klei się z innymi pozycjami z Kanonu czy z Legend. Camea znanych postaci, stare rasy, easter eggi – to wszystko sprawia, że uniwersum nabiera spójności a na twarzy (na ogół) pojawia się uśmiech. „Andor” jest tego najlepszym przykładem.
3. Rozwinięcie seriali animowanych
Rusis: Wydaje się, że seriale animowane stanowią obecnie największe pole do popisu dla Lucasfilmu jeśli chodzi o zabawę formą czy konwencją. Szczególnie podoba mi się pod tym względem co zrobili z serialem „Wizje”, zarówno pierwszym sezonem jak i zapowiedzianym kolejnym.
Mossar: Ja jestem wielkim fanem „Rebeliantów”. Zdaję sobie sprawę z wad tego serialu, ale z jakiegoś powodu akurat w tym przypadku widzę tylko zalety. Mam poczucie, że ten serial na dobre przykuł mnie do Bastionu, do fandomu i generalnie do tej marki.
Mister S.: Dla mnie nowe seriale są w najlepszym wypadku ciekawym dodatkiem. O ile „Rebeliantów” nie wspominam za dobrze, to bardzo doceniam projekty takie jak „Wizje” czy „Opowieści Jedi”. Tematyka obydwu seriali była w jakiś sposób świeża i pokazuje tylko jak duży potencjał tkwi w Gwiezdnych Wojnach.
4. Dokończenie „Wojen klonów”

Ponda: Uważałem, że ucięcie szóstego sezonu serialu w połowie było nieprzemyślaną decyzją i to samo myślałem o dokończeniu serialu kilka lat po jego anulowaniu. Chyba nikt nie miał wątpliwości że zrobili to żeby rozreklamować Disney+, ale mimo wszystko czułem podekscytowanie. I słusznie – pierwsze osiem odcinków było przyzwoitych, ale finałowe cztery były absolutnie fantastyczne. Pojedynek Ahsoki z MAulem i Rozkaz 66 to jedne z moich ulubionych momentów w serialu.
Kasis: Zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, które wielu fanów potraktowało jako zwycięstwo. Cieszy kiedy niedokończony projekt dostaje zwieńczenie. Po tylu latach ujrzeliśmy w końcu na ekranie odpowiedź na pytanie zadawane przez fanów od 2008 roku - gdzie była Ahsoka podczas wydarzeń z "Zemsty Sithów"? I dobrze się tą odpowiedź oglądało. Mister S.: TAK!!! Siódmy Sezon „Wojen Klonów” to jak dotąd highlight nowych Gwiezdnych Wojen. Zgadzam się z Pondą – ostatni arc zwyczajnie zapada w pamięć. Za sprawą super akcji, prześlicznej animacji i umieszczenia akcji podczas Zemsty Sithów całość oglądało się rewelacyjnie. W ogóle Rozkaz 66 został ostatnio w wielu produkcjach świetnie rozbudowany, za co Lucasfilmowi należą się gratulacje.
5. Powroty lubianych aktorów do ról
Rusis: Po tylu latach od premiery oryginalnej trylogii była to ostatnia szansa, aby zobaczyć jeszcze raz znanych aktorów w swoich kultowych rolach. Jak pokazał przypadek Carrie Fisher, rzeczywiście ostatnia… Dlatego cieszy fakt, że udało się ich jeszcze raz zaangażować, ale również cieszy mnie to, że powrócono do historii z prequeli i aktorów, którzy tam wystąpili.
Kasis: To faktycznie duży plus, który wywołał wiele uśmiechów, a nawet łzy wzruszenia. I tak jak pisze LS daje poczucie ciągłości. Każdy z tych powrotów cieszy, nawet jeśli człowiek chciałby coś w warstwie fabularnej zmienić.
6. Rozkręcenie marki nowymi produktami
Rusis: Gwiezdne Wojny zawsze były bardzo silne na rynku i marka przyzwyczaiła nas do tego, że potrafi licencjonować wydawanie prawie każdego rodzaju gadżetów. Niemniej jednak wyjście nowych filmów i seriali tchnęło nowe życie w świat kolekcjonariów, a niektóre z postaci (jak BB-8 czy Grogu) przebiły się do dosyć mocno i były rozpoznawalne nie tylko wśród fanów.
Mossar: Ja jako fotograf ślubny mogę powiedzieć, że już dobre kilka razy widziałem w mieszkaniach par młodych Grogu na kanapie lub w szafce. Generalnie Grogu znany szerzej jako Baby Yoda to chyba największa wygrana Disneya pod kątem casualowych produktów takich jak pluszaki czy plecaki.
7. Gwiezdno-wojenny park tematyczny

Ponda: Bardzo podoba mi się pomysł, niestety odstrasza cena i odległość. Jeśli zaproszą kiedyś naszą redakcję zaklepuję miejsce.
Kasis: Dla nas daleko, ale i tak świetnie, że coś takiego powstało. Lata temu doświadczyłam starej wersji "Star Tours" pod Paryżem i bardzo dobrze wspominam to do dziś. Dlatego też liczę na to, że kiedyś będzie można skorzystać z nowych atrakcji w Europie.
8. Znalezienie dobrych partnerów do publikacji w Polsce
Mossar: Egmont to stary wyjadacz na rynku SW, więc skupię się na książkach. Olesiejuk to absolutna niespodzianka. Zupełnie nie spodziewałem się, że ktoś może tchnąć tak wiele życia i dobrej energii w ten specyficzny rynek. Mam też wrażenie, że „dwóch ich jest. Nie mniej, nie więcej”. Mam na myśli, że to wszystko działa dopiero jak wydawca książkowy i komiksowy ze sobą współpracują. A Olesiejuk i Egmont właśnie to robią i to jak!
Ponda: Bardzo podoba mi się zaangażowanie Olesiejuka – od ilości, jakości i doboru pozycji po takie szczegóły jak wymiary okładek pasujące do pozycji wydanych przez Uroborosa. Widać też że ich tłumacze współpracują z Egmontem przy tłumaczeniach dzięki czemu język w książkach i komiksach jest spójny.
9. Grogu, Reylo i inne pozakanoniczne życie nowych bohaterów
Rusis: To jest jedna z tych rzeczy, które się Disneyowi bardzo udały. Wypromowali kilka postaci lub konceptów, które na tyle rozgrzały serce i zainteresowanie fanów, że dalej, po latach są mega popularne. A w czasach gdy dane produkcje wychodziły można było się wszędzie w internecie natknąć na wzmianki, artykuły, zdjęcia czy twórczość powiązaną z nimi.
Kasis: Twórczość fanów i szalone teorie zawsze na plus :] Czuć wtedy, że fandom żyje.
10. Próba stworzenia czegoś nowego - Wielka Republika

Rusis: Jeśli skasowano już kanon i dano olbrzymie pole do popisu nowym twórcom to właśnie czegoś takiego jak „Wielka Republika” bym się spodziewał. Ambitny projekt, rozpisany na wiele pozycji książkowo-komiksowych wokół których można w dalszym etapie również kręcić filmy/seriale. Mamy całą galaktykę, użyjmy ją! Trochę mi to przypomina czasy Wojen Klonów, choć mam wrażenie, że jest lepiej zarządzane.
Mossar: Jestem mocno nieobiektywny w kwestii tego projektu, więc powiem tylko, że od samego początku czekałem na tak duży, tak mocno powiązany projekt. Poza tym uwielbiam w SW tematykę Mocy, a tutaj jest jej o wiele więcej niż w czymkolwiek co wyszło za czasów Disneya.
Mister S.: Z Legend najlepiej wspominam książki wprowadzające do Epizodu I – „Maskę Kłamstw”, „Łowcę z Mroku” i „Dartha Plagueisa”. Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy ogłoszono serię poprzedzających prequele o całe 200 lat. Nadzieją napawa fakt, że twórcy ściśle ze sobą współpracują i planują kluczowe elementy fabuły. Sequele na tym polu poległy i wszystko wskazuje na to, że „Wielka Republika” tego błędu nie powtórzy.