![]() |
Tytuł oryginału:The Force Unleashed Rysunki: Brian Ching, Bong Dazo, Wayne Nichols Litery: Michael Heisler Kolory: Michael Atiyeh Tłumaczenie: brak Wydanie PL: brak Wydanie US: Dark Horse 2008 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Dzieje Starkillera, opowiedziane jednocześnie w różnych źródłach, grze, komiksie czy książce, miały być jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń Gwiezdnych Wojen roku 2007, ale nie tylko. Miał to być kolejny rozdział sagi, kolejny projekt na miarę „Cieni Imperium” (najlepiej opisanych chyba w Secrets of the Shadows of the Empire. I o ile przy samej książce jestem w stanie coś takiego powiedzieć, komiks niestety komiks pozostawia duży niesmak. Odnosi się wrażenie, że został zrobiony szybko, a przez to nie składnie, a jak się weźmie pod uwagę opóźnienia (i to, że przedsłowie Blackmana jest napisane w styczniu 2008, a wydano to w sierpniu 2008 – nieźle jak na wydarzenie roku 2007), to trudno nazwać to dziwnym zbiegiem okoliczności. To niestety ewidentne zaniedbanie i to jest na prawdę przykre. Twórcy mieli wystarczająco dużo czasu, nie popełnili falstartu jak np. Wizardzi i co? I tego czasu nie wykorzystano, odwalono komiks i poczekano na właściwą koniunkturę.
Może zacznę trochę od samej fabuły i formy jaką prezentuje komiks. Jak pamiętamy w "Cieniach Imperium", każde medium koncentrowało się na innym aspekcie, zawierało sceny, których nie ma gdzieś indziej. W przypadku "The Force Unleashed" jest to niestety zrobione mocno na siłę i tylko w aspekcie narracyjnym, bo komiks dzieje się już po właściwych wydarzeniach opowieści. A ją samą poznajemy jako retrospektywę, wynikającą z opowieści Proxy'ego. Dobrze, to akurat tłumaczy chaos, tłumaczy przeskoki i skrótowość, ale czy na tyle, by forma usprawiedliwiła treść? Nie dla mnie. Moim zdaniem największą siłą książki było to, co nie zostało w niej napisane wprost. Przedstawienie działania akcji i reakcji. Gdzie mieliśmy sceny w których Starkiller wykonuje bezmyślnie swoje misje, a potem wraca do tych miejsc, które zostały odmienione jego działaniami. To było coś, co mnie ujęło, bo autor nie starał się nam tego tłumaczyć, można było to jedynie dostrzec, a z planety na planetę było to wyraźniejsze. W komiksie ograniczono ilość tych wypraw, przez to skoncentrowano się jedynie na nawalankach. A tu warto pamiętać, że te mają wspaniale wyglądać w grze, inspirująco wyglądały na szkicach artystów, a przyjęta technologia komiksowa, koncepcja artystyczna, choć przyjemna to jednak pozostająca mocno z tyłu za tym czym nas karmiono wcześniej. Szkicami, filmikami itp. W tym momencie gdyby poszli w kierunku takich dzieł jak Visionaries czy The Protocol Offensive, skrótowa akcja nie byłaby tak wielkim problemem, bo wizualnie dostalibyśmy fenomenalne dzieło. Niestety nie dostaliśmy. A to, co możemy potrzymać w swoich rękach przypomina to raczej podróbkę, bo ani akcja nie jest taka, jaka mogłaby być, ani grafika nie dorasta do pięt temu czym wzbudzano zainteresowanie grą. Jedyne, co mogę powiedzieć o grafice, że pomimo trzech twórców poziom jest na prawdę wyrównany, a to bardzo dobrze.
Wspomniałem o specyficznym zabiegu fabularnym. Niestety to właśnie retrospektywy są największym minusem całości. Z prostej przyczyny, wkręca się w to Bail Organa, który usiłuje upamiętnić historię powstania Rebelii. To motyw, którego nie ma w książce, a faktycznie jest o tyle bezsensowny, że nie wiadomo, co dalej ze Starkillerem. Później został on zapomniany, dlaczego? Bail go wykasował, czy co? Czy może zapomniał nagrać tego co mówił Proxy a potem zapomniał? Wystarczyło nie ruszać tej próby zapisania go w annałach i tłumaczenie znalazłoby się samo. W końcu sygnatariusze Traktatu Koreliańskiego musieli być przerażeni. W końcu coś musiało poróżnić Garma Bela Iblisa i Mon Mothmę. A tak została nam kolejna dziura do załatania.
Cieszę się, że z The Force Unleashed przygodę zacząłem od książki, nie od komiksu. Komiks próbuje iść w ślady powieści i jednocześnie próbuje bazować na wspaniałych szkicach koncepcyjnych. W obu przypadkach bez pomysłu na adaptację. Dzięki temu dostaliśmy w swoje ręce półprodukt, który dla wielu może być zadawalającym substytutem, ale niestety nie jest niczym więcej. Zbyt szybko, zbyt intensywnie, zbyt lekko i bez pomysłu, tu już nawet fenomenalna końcówka nie jest w stanie wyciągnąć reszty do góry. Polecam jedynie w charakterze dodatku orientalnego do dania głównego, niezależnie czy będzie nim gra, czy książka. Jeśli ma nim być komiks, to chyba lepiej sobie odpuścić.
Temat na Forum
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 5/10 Klimat: 6/10 Rysunki: 7/10 Kolory: 8/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,00 Liczba: 19 |
|
SW-Yogurt2019-05-13 23:05:13
Wymęczyło bardziej niż pozostałe twory spod znaku TFU.
Darth Peso2010-05-01 16:04:47
SZKODA ŻE NIE BĘDZIE W polsce
Hego Damask2009-12-29 08:55:36
hmm, całkiem niezły, tylko szkoda że pominęli walkę z Kazdanem.
Nestor2008-11-26 23:07:49
Komiks mi sie podobal. Glownie dlatego, ze mial niezle ujecia i poszczegolne plansze. Rysownicy sie postarali. Jednak sposob przedstawienia fabuly jest slaby, wrecz marny. Pominieto kilka kwestii i ze wszystkich zrodel komiks wypada najslabiej. Na szczescie klimat jest, dlatego dam troche naciagniete 8/10.
Dave2008-11-11 12:24:11
Oby był w Polsce :-)
Ale pewnie nie <ryczy, płacze, krzyczy i pada ze smutku pod biurko xD>
darthmax2008-11-09 13:04:43
najlepszy komiks jaki czytałem w życiu POLECAM X100
Abe2008-10-17 17:50:48
Rysunki Chinga są boskie :)
Aldebar2008-10-06 16:17:15
komiks rzeczywiście chaotyczny. czasami musiałem dokładnie prześledzić niektóre plansze po 2 razy, żeby zrozumieć kto kogo i po co... ;)